Think Thank Fundacji Będziem Polakami
Strony sporu migracyjnego
Trwająca w Polsce dyskusja dotycząca polityki migracyjnej powoduje wiele emocji i stwarza pole do dezinformacji. Obecnie w naszym kraju uformował się konsensus dotyczący tego, że nie należy rozwiązywać problemów demograficznych instrumentami polityki migracyjnej. Konsensus jest realizowany przez obecny rząd poprzez strategię migracyjną 2025-2030. Opozycja jednak oskarża rząd o wpuszczanie migrantów „tylnymi drzwiami”, bądź przyjmowania ich od Niemiec. Statystyki wyraźnie pokazują, że w pierwszym roku urzędowania premiera Donalda Tuska liczba wydanych pobytów czasowych zmniejszyła się o 150 tyś. Z całego zamieszania związanego z polityką migracyjną wyłania się obraz, gdzie liberalny rząd realizuje restrykcyjną politykę imigracyjną, natomiast opozycja oskarża go o to, że środki te są niewystarczające i domaga się zaostrzenia kursu.
W kalkulacjach tych pomija się istotnego interesariusza niniejszej debaty, mianowicie przedsiębiorców, którzy zasadniczo optują za liberalnymi rozwiązaniami z zakresu polityki migracyjnej. Przedsiębiorcy i pracodawcy cierpią na niedobór siły roboczej, który jest związany z przedłużającym się kryzysem demograficznym. Poprzedni rząd realizował politykę imigracyjną zgodnie z ich interesami tworząc jedne z najbardziej liberalnych przepisów zatrudniania cudzoziemców w Unii Europejskiej. Spowodowało to wzmocnienie niepokoju społecznego, przegraniem przez PiS wyborów parlamentarnych i pojawieniem się polityki migracyjnej, która nie odpowiada ich interesom.
Długoterminowo nie można jednak pomijać interesów środowisk biznesowych ze względu na ich znaczne możliwości nacisku nawet na antyimigracyjne z natury rządy prawicy. Przykładem jest rząd Georgii Meloni we Włoszech, który pomimo retoryki antyimigracyjnej i zwalczania nieregularnej migracji zwiększa kwoty dla migrantów pracowniczych. Powodem dla którego dziś przedsiębiorcy nie realizują swoich możliwości nacisku jest brak znaczącego zapotrzebowania na pracownika w wyniku spowolnienia gospodarczego, którego Polska doświadczyła na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Natomiast wejście polskiej gospodarki w fazę wzrostu postawi obecny, czy następny rząd przed pytaniem drastycznego zapotrzebowania na pracowników przez pracodawców.
Z drugiej strony na politykę imigracyjną wpływa opinia publiczna, która w większości krajów zachodu była nastawiona nieprzychylnie do imigracji zarówno w drugiej połowie XX wieku, jak i obecnie. Społeczeństwo boi się wzrostu przestępczości, obniżenia wynagrodzeń na rynku pracy, wzrostu cen mieszkań, czy pogorszenia się jakości usług publicznych. Można założyć także, że strach przed imigracją wynika z bojaźni utraty przez obecnych członków społeczeństwa wpływu na decydentów i na przyszłość kraju poprzez zmianę składu etnicznego. Społeczeństwo obawia się, że decydenci więcej uwagi będą poświęcali imigrantom, niż rdzennym mieszkańcom. Obawy te często są słuszne i sytuacja społeczeństw zachodu często je potwierdza. Wygrana w wyborach zależy od głosów większości, a jeżeli opinia społeczna będzie przeciwna imigracji, to politycy będą musieli sprostać tym oczekiwaniom. Pojawia się więc pytanie, jak można byłoby pogodzić te dwa całkowicie sprzeczne stanowiska?
Czasowa migracja pracownicza jako rozwiązanie?
Interesy biznesu, które polegają na nasyceniu rynku pracy przez zagraniczną siłę roboczą kontrastują ze stanowiskiem społeczeństwa, które nie chce doświadczyć drastycznej zmiany w swoich miastach i dzielnicach. Można dojść do wniosku, że trwały konsensus musiałby zakładać nasycenie rynku pracy bez radykalnej zmiany struktury społecznej. Potencjalnym rozwiązaniem byłoby przyjęcie systemu czasowej migracji pracowniczej, zakładającego brak masowego osiedlenia się w Polsce. Rozwiązanie to jest krytykowane przez środowiska antyimigracyjne, które sprzeciwiają każdemu rodzajowi migracji, ale także przez środowiska pracodawców, które domagają się migracji osiedleńczej widząc w tym korzyści ekonomiczne. Jedną z przyczyn braku rozważenia tej opcji jest maksymalistyczny charakter żądań stron sporu, które myślą w kategoriach „wszystko albo nic”. Stanowisko drugiej strony sporu nie liczy się kompletnie. Natomiast bez poważnego rozważenia tego wariantu jesteśmy skazani na niestabilną politykę migracyjną, gdzie lobby pracodawców w czasie wzrostu powoduje masowy napływ przybyszy, natomiast późniejsza reakcja przestraszonego społeczeństwa powoduje zamknięcie granic na każdy rodzaj imigracji.
Drugim sposobem osiągnięcia konsensusu jest ograniczenie głównego strumienia imigrantów pracowniczych do państw bliskich kulturowo Polsce. Nasz kraj wybrał taki model upraszczając wjazd pracownikom z Białorusi, Ukrainy, Mołdawii, Gruzji czy Armenii. Największego napływu Polska doświadczyła z Białorusi i Ukrainy. Problem z tym rozwiązaniem polega na tym, że kraje te mają własne problemy demograficzne i zasoby siły roboczej skończą się w przewidywalnej perspektywie.
Przy poszukiwaniu rozwiązania opartego na bliskości kulturowej trzeba skierować wzrok na dostatecznie ludne obszarem o takich cechach. Takim obszarem może być Ameryka Łacińska, zwłaszcza jej południowa część, gdzie znajdują się takie państwa jak Argentyna czy Brazylia. Państwa te mają liczną diasporę polskiego pochodzenia i podobną kulturę opartą na chrześcijańskim i liberalnym dziedzictwie. Zwłaszcza szczególną uwagę zwróciłbym na Argentynę, gdzie w porównaniu z Brazylią jest niski poziom przestępczości, co zmniejsza ryzyko jej przeniesienia do Polski. Argentyna jest krajem liczącym ponad 40 mln osób, więc posiada solidne zasoby do tego, by zaspokoić potrzeby polskich przedsiębiorców.
Jak zapewnić skuteczność tych rozwiązań?
Panuje powszechne przekonanie, że system migracji pracowniczej nie działa, czego przykładem jest turecka diaspora w Niemczech. W latach 60ch rząd RFN planował, że Turcy będą pracować w Niemczech przez 2 lata, a później wrócą do ojczyzny. Natomiast sprawy potoczyły się i dziś w Niemczech istnieje liczna diaspora turecka. Dużo mniej słyszy się o tym, że Niemcy poradzili sobie z tym wyzwaniem. Turcy dziś są jedyną liczną (przekraczającą milion osób) pozaeuropejską diasporą powstałą w wyniku migracji pracowniczej.
O tym, czy imigracja ma charakter czasowy czy pracowniczy decyduje często, gdzie znajduje się rodzina imigranta. Jeżeli pomimo wielu lat przebywania w cudzym kraju, rodzina nie przeniosła się do niego, to możemy stwierdzić że imigrant po pewnym czasie sam powróci do ojczyzny. Natomiast jeżeli rodzina przeniosła się w miejsce pobytu, to należy spodziewać się tego, że dzieci pójdą do lokalnej szkoły i rodzina pochodzenia imigranta pracowniczego zapuści korzenie.
W 2007 roku Niemcy wprowadzili prawo, które wymaga od imigranta i jego współmałżonka znajomości języka niemieckiego, jeśli chce sprowadzić rodzinę. Ta reguła nie działała wobec Turków, którzy przybyli dużo wcześniej, ani wobec Syryjczyków czy Afgańczyków, których migracja miała charakter uchodźczy i wobec których to prawo nie było stosowane. Nauka języka niemieckiego jest bardzo czasochłonną inwestycją, co samo w sobie redukuje liczbę osób, które będą kwalifikowały się do łączenia rodzin, czyli przekształcenia migracji czasowej w osiedleńczą. W przypadku Polski język miałby podobne oddziaływanie, powodując, że tylko osoby, którym naprawdę zależy na mieszkaniu w Polsce, które czują więź z naszym krajem, mogłyby osiedlić się w nim na stałe. Fakt, że podjęły ten wysiłek wskazuje na ich mocne zamiary integracyjne. Spodziewać się należy także tego, że tak wielki wysiłek podjęłaby relatywnie mała grupa osób.
Artur Veryho